Marzenia o niezależnym prezydencie i Sejmie w którym się rozmawia, czyli czego nie może przeboleć średnio-inteligenta nimfa wodna.


Od polityków nie wymagajmy zbyt wiele. Oni naprawdę nie muszą znać się na wszystkim, nie muszą mieć także określonego wykształcenia. Zawsze mogą oprzeć się na swoich doradcach. Ale ponieważ historia wyznaczyła im miejsce na świeczniku, powinni zachować umiar w nieodpowiedzialnym wypowiadaniu produktów swojego umysłu. Jeśli to, co mają do powiedzenia nie mieści się w ramach politycznej kultury, powinni milczeć. Powinni także pamiętać, próbując wątpliwie błyskotliwym żartem zmniejszyć dystans między świecznikiem, a wyborcami, że od opowiadania dowcipów są satyrycy, a nie mężowie stanu.

Parlament powinien być miejscem do rozmawiania a nie polem bitwy, w którym silniejszy upokarza słabszego.

Odwieczne pytanie jest proste. Słuchać wypocin polskich polityków, by wiedzieć.., czy sobie odpuścić z dbałości o psychiczne zdrowie? Polski Sejm, jest miejscem tak obrzydliwym, tak depresyjnym dla obywatela, że słuchając obrad z obowiązku, ciągle zadaję sobie to pytanie, czy nie wolałabym na przykład zjeść obiadu w jakiejś zupełnie przypadkowej klasycznej oborze. Czy nie zniosłabym lepiej krów wydalających pod siebie ostatni posiłek i świń tarzających się we własnych odchodach wiedząc, że to, co robią krowy i świnie nie jest wynikiem ich braku kultury, a po prostu jest ich naturą, ich zwykłym normalnym bytem, ich jestestwem, które akceptujemy? Tymczasem zapach, a mówiąc wprost smród chamstwa i niekompetencji w gronie tych, którzy powinni być elitą, jest jakimś cywilizacyjnym wynaturzeniem.

Polski Sejm to jest w tej chwili coś znacznie gorszego niż rynsztok, bo mentalność, jaką cuchnie, dla zwyczajnie myślącego człowieka jest niestrawna. Tak zwane odzywki tak zwanego wicemarszałka, ale często i samej marszałkini, uwłaczają nie tylko powadze fotela, na którym te osoby zasiadają, uwłaczają każdemu z nas, którzy z racji swojego paszportu, dowodu osobistego, czyli po prostu obywatelstwa, musi „brać na klatę” wynurzenia wybranej przez naród władzy. A kiedy dzień obrad się kończy, kiedy już opluto wszystkich, którzy byli do oplucia, kiedy już się obrazi wszystkich, którzy byli do obrażenia i wyśmieje wszystkich, którzy bezsilnie próbują coś zmienić, panowie w garniturach udający kulturalnych ludzi, biorą swoje teczki, wsiadają do limuzyn i z poczuciem uratowania kolejnego dnia swej bezcennej dla nich władzy pozwalają narodowi odpocząć od siebie. A naród wzdycha głęboko z nadzieją, że już żaden żenujący wstyd ich dziś nie czeka. Jeśli mają szczęście, tak właśnie się stanie. Wszystko bowiem zależy od kondycji psychicznej prezydenta Dudy.

Prezydent jest wisienką na torcie władzy, jest creme de la creme, jakby chciał się ścigać na pogardę i żenadę.

Dyplomacja światowa różni się tym od polskiej, że każdy przywódca normalnego kraju, zanim coś powie publicznie, musi swoje przemówienie poddać kontroli swoich pracowników od wizerunku, swoich doradców, którzy każde słowo kładą na wagę i przewidują, co ono może przynieść, co zmienić, co ułatwić, a co zepsuć. Niestety, prezydent Duda takich pomocników nie posiada , a może posiada, ale ich nie słucha. W związku z tym może gadać, co mu ślina na język przyniesie. Może po prostu według własnej woli, woli niekulturalnego dyplomatoła i warchoła, serwować światu swoje złote myśli i dowcipy poniżej krytyki.

Czego może się nauczyć człowiek, który ciągle się uczy?

Prezydent Duda zapewniał nas w pewnym momencie swojej kariery, że jako prezydent ciągle się uczy. Nauczył się na przykład wyrywać się, cytując w niewłaściwych momentach staropolskie przysłowia. Im bardziej głupi kontekst, tym lepiej. Nauczył się także, że nawet jeśli jakąś totalną bzdurę palnie po angielsku, to jego elektorat w telewizji Kurskiego i tak niczego nie zrozumie. Ciągle jest pełen buty i pełen pewności siebie i wiary w swój urok osobisty i w swój nieomylnie trafny, dyplomatyczny dowcip. To, ile osób, Andrzej Duda zwany prezydentem, traktuje z pogardą, z wulgarnym sarkazmem nieprzystającym do głowy państwa, jest dla niego samego rzeczą mało istotną. Bo jemu ciągle myli się rola męża stanu, z rola pałacowego klauna.

Prezydent Duda, jak cały jego obóz polityczny, nie przepada za Donaldem Tuskiem. To, że próbując „dokopać” Tuskowi, uderza rykoszetem w inne osoby, jest o tyle żenujące, co nieprofesjonalne. Jeżeli komuś wydaje się się śmieszny dowcip, o sześćdziesięcioletniej pielęgniarce zakładającej panu Tuskowi cewnik, to jest już jakąś bardzo niesmaczna tragedia.

W obliczu faktu, jaka jest średnia wieku polskich pielęgniarek jest to po prostu całkowicie niewybaczalne. Może pan Duda wolałby, aby jemu cewnik zakładała Pani, korespondująca z nim na twitterze pod wdzięcznym pseudonimem Ruchoadło leśne, albo jeszcze jakaś inna słabo wykształcona, młoda paniusia na stażu. Nieprzyzwoite wyobrażenia Andrzeja Dudy nie powinny być powodem do kpin skierowanych do zasłużonych, profesjonalnych, wykwalifikowanych pielęgniarek. Czy Pan Duda wie, że gdyby z polskich szpitali zwolniono wszystkie pielęgniarki powyżej 60-go roku życia, to nie byłoby komu pracować w tych placówkach? ( średnia wieku pielęgniarki w Polsce to 53 lata) Pragnę także przypomnieć prezydentowi, że już w X wieku w krajach arabskich wymyślono pierwsze przyrządy, które w naszych czasach nazywają się pospolicie okularami, a które pozwalają osobom z upośledzeniem wzroku na wykonywanie wielu, niezwykle precyzyjnych czynności.

Rzeczy, które mnie oburzają w tym niewybrednym dowcipie A. Dudy jest wiele.

Zawsze mnie to zadziwiało u niektórych osób.., ta niekontrolowana bezmyślność. Ktoś chce uderzyć przeciwnika politycznego, ale tak naprawdę wyśmiewa kobiety w pewnym wieku. Robi to facet, którego matka ma lat 73 i nadal jest elegancką, zdrową, sprawną osobą. Pośrednio, to o niej jest ten dowcip. Andrzej Duda nie zauważył, że wyśmiewa także pośrednio swoją żonę, która kiedyś będzie po sześćdziesiątce, a także córkę i wszystkie inne, znane sobie kobiety. Najśmieszniejsze jest to, że najmniej ucierpi w wyniku tego dowcipu sam Donald Tusk.

I tu właściwie dochodzimy do wniosku, który się przewija po przeanalizowaniu większości sytuacji w Polsce.

Dlaczego ciągle tak bardzo różnimy się od Europy Zachodniej lub USA czy Australii?

W cywilizowanym świecie starość, w pojęciu takich prymitywnych osób, jak Andrzej Duda, po prostu nie istnieje.

Sześćdziesięcioletnia lub nawet siedemdziesięcioletnia kobieta jest w pełni wartościowym, aktywnym obywatelem. Jest pełną wigoru, wydepilowaną i umalowaną dziewczyną, która z uśmiechem spędza czas jadąc rowerem do baru na kawę z przyjaciółmi, a jeśli ma ochotę wykonuje nadal swój ulubiony zawód. Nie jest starą babą, pół-człowiekiem, obiektem litości, kpin lub tym bardziej niewybrednych żartów.

Czy tylko ja tak postrzegam prezydenta?

Prezydent Duda jest dla mnie wstydem od lat. Jest skorumpowanym, zależnym od swojego obozu władzy politykiem. Nawet zakładając, że w drugiej kadencji, kiedy już nic w jego karierze nie będzie zależało od prezesa Kaczyńskiego i mógłby się zerwać z partyjnego sznurka, moja wiara, że mógłby być prawdziwym, niezależnym prezydentem umiera za każdym razem, kiedy go słucham i kiedy widzę tę nadętą, pełną pychy twarz i te oczy, błądzące w poszukiwaniu rozumu. Bo człowiek, nawet dobrze wykształcony, który szuka inspiracji w rynsztoku, nigdy nie będzie mężem stanu. On po prostu taki jest, głupi, wulgarny, zacofany i niereformowalny. Do tego zakompleksiony zważywszy na to, jak wiele robi dla zwykłego lansu. Podejrzewam także, że leniwy, jego wystąpienia są nudne i bez sensu, sądzę, że ich wcześniej nie przygotowuje. Mówi z głowy, co mu ślina na język przyniesie.

Co by było, gdyby prezydent Duda był niezależnym politykiem?

Często bywa tak, że coś, co nam się wydaje lepsze, co z samej definicji powinno być lepszym wyjściem, okazuje się całkowitą porażką. Przez całą prezydenturę Andrzeja Duda zarzucamy mu, że jest tylko marionetką, że podpisuje, co mu każą, że nie ma własnego zdania i jest całkowicie podporządkowany obozowi władzy. Ale jeśli przyjrzycie się trochę dokładniej jego działalności, jego wpadkom.., przecież zdążyliście go już dobrze poznać przez te lata. Wyobraźcie sobie, że on nie ma zaplecza, że nie ma PiS-u, a on po prostu robi co mu się podoba. Czy tragizm jego prezydentury nie byłby jeszcze większy? Obawiam się, że gdyby mu pozwolono, to wielu zawodowych satyryków i kabareciarzy nie zarobiłoby na kromkę chleba z masłem, bo przy takiej wyobraźni pana prezydenta, takiej znajomości polskich przysłów i takim poczuciu humoru, to dopiero mielibyśmy w Polsce ubaw.

Exit mobile version