Na koniec roku…


Gdy rok dobiega końca, zastanawiamy się nad tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 12 miesięcy i czy wypadło to lepiej niż, oczekiwano. Mijający rok był w sumie całkiem różny,  dobry i trudny. Moja rodzina jest zdrowa, mimo szalejącej pandemii i różnych zakrętów losu, więc wszystko wygląda dobrze.

Pamiętam kilka tegorocznych odejść, które gwałtownie przypomniały o nieuchronnym oraz o tym, że wszystkie toczone przez nas spory i swady są niczym wobec tego odwiecznego pytania filozofów: „Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i po co żyjemy?”.

Każde ze wspomnianych odejść, często przedwczesnych, zdawałoby się niepotrzebnych…było ciężkie, mimo iż nie dotyczyły mojej rodziny, związane były ze mną w sposób inny, powiedziałbym metafizyczny…

W ciągu minionych 12 miesięcy tego roku stały się rzeczy straszne dla świata, państw i jednostek, toczono wojny i przeżywano kryzysy, choćby ten związany z rozchwianym klimatem naszej błękitnej planety, końcem aborcyjnego kompromisu, czy wreszcie ten najtrudniejszy, związany z największą od lat pandemią.

Pojawiały się rządy dające milionom nadzieję na lepszą egzystencję i nadzieje te grzebiące. A jednak wciąż istnieje jakaś siła dająca nam moc do kreowania nadziei na kolejny lepszy rok. Kolejny rok wyborów i tych osobistych i tych powszechnych. Każde kreują naszą przyszłość i rzeczywistość…

Spójrzmy do kalendarza, za nami niezmiernie trudny dla świata 2020 rok, przed nami Nowy 2021… Spoglądamy w Niego, jak w okno z nadzieją. Powtarzamy więc od stuleci tę samą frazę: Szczęśliwego Nowego Roku!

Grzegorz Adamczewski

Exit mobile version