Taca ważniejsza niż życie


Polska toczy beznadziejną walkę na froncie pandemicznym. Nieudolność, a czasem wręcz całkowita bezmyślność rządu, skierowała nasz kraj nad krawędź zagłady, którą można porównać jedynie z Holocaustem. W wielu regionach zajętych jest już 90% respiratorów, karetki odbijają się od bram szpitali. Niestety najgorsze dopiero przed nami. Powagi sytuacji nie dostrzega kler, kpiąc w żywe oczy z zagrożenia i dramatu, jaki spotkał polskie społeczeństwo.

Za życiem?

Na wstępie chcę zaznaczyć, że rozumiem potrzebę uczestniczenia w nabożeństwach wielkanocnych, dla wielu osób to istotne wydarzenie. Jednak powinniśmy spojrzeć obiektywnie na obecną sytuację i zadać pytanie – co jest w tym momencie najistotniejsze? Potrzeba kultywowania tradycji religijnych, czy zrównanie wszystkich wobec prawa i radykalna próba ratowania sytuacji? Nie brakuje opinii, że Kościół steruje polskim rządem. Już wcześniej pisano ustawy faworyzujące duchowieństwo, wystarczy przypomnieć tą o handlu ziemią. Wielu kapłanów aspiruje do bycia głosem narodu, często umoralniając nas wszystkich, nie tylko w sprawach wiary. Granice grozy z ich strony zostały wielokrotnie przekroczone, chociażby w momencie kiedy Tadeusz Rydzyk usprawiedliwiał pedofilię na urodzinach Radia Maryja, przekonując wiernych tekstami w stylu: “a kto nie ma pokus?”. Dopóki chodziło głównie o hojny strumień rządowych funduszy, którym rozpasano wybrańców, można było wyrażać oburzenie, ale to tylko pieniądz. Rzecz nabyta. W tym momencie stawką jest życie i zdrowie tysięcy Polaków. Praktycznie całe społeczeństwo zacisnęło pasa, niektórzy wręcz wegetują, przy jednoczesnym całkowitym rozbisurmanieniu kleru. Nawet w momencie, gdy grozi nam kataklizm niespotykany od dziesięcioleci, nie wywołało to u nich żadnych refleksji!

Kilka dni temu pojawiła się informacja o “negocjacjach z Episkopatem w sprawie zamknięcie kościołów podczas Wielkanocy”. Nie jestem w stanie ogarnąć świadomością, jak w chwili takiego niebezpieczeństwa, można prowadzić rozmowy, których jedynym efektem okazało się fikcyjne zwiększenie limitu powierzchni odstępu między wiernymi. To jawna farsa, wszyscy wiedzą, iż praktycznie nikt tego nie przestrzega. Niejednokrotnie widzieliśmy zdjęcia świątyń wypełnionych prawie pod korek. Od dawna wiadomo, że do zakażeń dochodzi głównie w zamkniętych pomieszczeniach, mimo to policja umywa ręce w wyjątkowo bezczelny sposób. Pomijając drobny szczegół, że działacze z Nowogrodzkiej nigdy nie pytali o zdanie żadnej grupy społecznej, wprowadzając obostrzenia.

Rok temu, gdy dobiegały do nas informacje o tragedii we Włoszech, Watykan poparł odpowiedzialną decyzję dotyczącą zamknięcia kościołów. Wiadomo, że wirus przenosi się w trakcie interakcji międzyludzkich, tylko ich ograniczenie może postawić skuteczną tamę. Duże skupiska wiernych, zamknięte na małej przestrzeni, to tykająca bomba, potęgująca efekt śmiertelnej kuli śnieżnej. Najwidoczniej tego poglądu nie podzielają polscy duchowni, zachęcający do jak najliczniejszego uczestnictwa w eucharystii. Nie brakuje opinii, że tak naprawdę chodzi o podreperowanie parafialnych budżetów. Dla porównania, u naszych litewskich sąsiadów, nikt się nie wahał zamknąć świątyń. Mimo, że sytuacja pandemiczna jest tam nieporównywalnie lepsza.

A Wy jak oceniacie postawę księży?

Exit mobile version