Robert Janowski nie wytrzymał nagonki TVP na Owsiaka ,,Wybrali dyktaturę prezesa”


W niedzielę odbył się finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W głównym wydaniu Wiadomości prezenter opowiedział o zbiórce, jednak większą uwagę przykuło poparcie Strajku Kobiet niż kwota zebrana podczas akcji.

,,Festiwal absurdów i hipokryzji”- zapowiedział prezenter Michał Adamczyk.

Materiał Wiadomości na temat WOŚP-u trwał ponad pięć minut. Prezenter jednak o zbiórce pieniędzy opowiedział w zaledwie 17 sekund. Resztę czasu poświęcono na poparcie protestów strajku kobiet przez WOŚP. Padły mocne słowa oraz nie zapomniano podkreślić, że protestujący walczą o ,,zabijanie nienarodzonych, chorych dzieci”. Jurek Owsiak, pomimo iż wyraźnie poparł postulaty strajkujących kobiet, zaapelował, aby ,,nie dać się podzielić”. Każdy może mięć swoje zdanie w tej kwestii.

Robert Janowski, były prowadzący popularnego show w TVP ,,Jaka to melodia” nie wytrzymał i wyraził swoje poglądy na Instagramie. Prezenter wrzucił wymowny post z czerwonym serduszkiem na dłoni, w którym skrytykował działania TVP. Janowski napisał, że przeraził go materiał puszczony w Wiadomościach. Zarzucił dziennikarzom z TVP ,,dyganie przed szefem”.

,,Wybrali dyktaturę Prezesa”- oświadczył prezenter.

Pod zdjęciem zaproponował hasztag stop hipokryzji. Jak napisała jedna z internautek pod jego postem, w Teleexpressie również była wzmianka o zbiórce na WOŚP, a za chwilę sugestia, że przecież można wpłacać na Caritas. Prawie wszyscy komentujący wsparli Roberta Janowskiego i zgodzili się z nim. ,,No cóż. Sprzedali się za garść srebrników”- napisał inny komentujący.

Z ROBERTEM JANOWSKIM – rozmawia Andrzej Nowakowski

(Z archiwum wywiadów przeprowadzanych przez autora. Dzięki takim rozmowom – teraz przywoływanym – mamy szczęście, okazję przenieść się, choćby na chwilę do przeszłości.

Niniejsza rozmowa z Robertem Janowskim odbyła się w 14 marca 2020 r. Aż trudno uwierzyć. Odnoszę wrażenie, jakbym z Panem Robertem rozmawiał wczoraj. Takie odczucia zawsze we mnie pozostawiają nietuzinkowi rozmówcy. Jak widać, na lata.)

A.N.

Tym sposobem – dzięki archiwalnym wywiadom – zamierzamy przybliżyć naszym Czytelnikom wypowiedzi osób cieszących się powszechnie szerokim autorytetem. Aktorów, polityków, ludzi nauki i wszystkich cieszących się  publicznym zaufaniem.

Oczywiście na naszych łamach nie zabraknie aktualnych, gorących rozmów z Państwa idolami.

REDAKCJA ,,GAZETA PLUS”.

Cykl ,,Wywiady z archiwum” rozpoczyna Robert Janowski.

                            ,,Metro” wymusiło na mnie podjęcie poważnych decyzji…                                           

Przed laty Pana mama prowadziła Teatr Sztuki w Domu Kultury na Ursynowie. Czy można powiedzieć, że był Pan skazany na teatr?

– Nie. Poza teatrem jeszcze wiele innych rzeczy mnie pasjonowało.

Choćby miłość do zwierząt.

– Też. 

Nie zawiódł Pan najbliższych wybierając weterynarię, a nie studia na PWST?

– Nie tylko nie zawiodłem, ale wprost przeciwnie spełniłem oczekiwania mamy, która uważała, że mężczyzna powinien mieć porządny, konkretny zawód. Dyplom na PWST obroniłem eksternistycznie. Tak więc, mam teraz komfortową sytuację, dobry zawód lekarza weterynarii i papiery na aktora.

Jednak porzucił Pan praktykę lekarską i wrócił na scenę.

– Niczego nie porzuciłem, to była kwestia wyboru, którego zresztą w życiu ciągle dokonujemy. 

A możliwość pracy przy musicalu ,,Metro” ułatwiła Panu ten wybór?

– ,,Metro” było moim kolejnym doświadczeniem, że tak powiem z dużą sceną. Na pewno po raz pierwszy uczestniczyłem w tak wielkim przedsięwzięciu. Moment pojawienia się ,,Metra” jak się okazało był bardzo ważny w moim życiu zawodowym. Wymusił na mnie podjęcie decyzji. A była ona dość poważna, musiałem zrezygnować z dotychczasowej pracy i poddać się niepewnemu losowi. Przez  rok  ćwiczyłem z grupą ,,Metra”, mając jedynie nadzieję, że efekt będzie piękny.

Rok ciężkich przygotowań do ,,Metra”. Z czego Pan w tym  czasie żył?

– Jak zapewne wszyscy wiedzą producentem musicalu był Wiktor Kubiak. Aktorzy, tancerze, praktycznie cały zespół  nieźle zarabiał, natomiast ci, którzy grali główne role naprawdę  otrzymywali porządne gaże.

Wspomniał Pan, że dyplom ukończenia PWST  uzyskał Pan eksternistycznie.

Była to bardziej sprawa ambicji niż braków w warsztacie aktorskim. Etat w Teatrze Dramatycznym zobowiązywał mnie do czegoś więcej niż tylko samego grania.

Do czegoś więcej?

 – Tak, mając zaszczyt współpracować ze świetnymi aktorami, w tak poważnym teatrze brakowało mi osobiście jedynie papierów na granie. Chciałem być wobec siebie w porządku, a przede wszystkim wobec moich kolegów ze sceny. Był prawdziwy etat, prawdziwy teatr teraz jest i prawdziwy dyplom.

Jednak to nie teatr, a telewizja przyniosła Panu popularność.

– To oczywiste, że telewizja jest najsilniejszym z mediów. Generalnie teatr przeżywa teraz trudny okres. Nie tylko absolwenci szkół teatralnych i filmowych, ale również aktorzy ze sporym już dorobkiem wprost starają się o pracę w filmie, teatrze telewizji czy też innych przedsięwzięciach telewizyjnych. To właśnie sitcomy, seriale, telenowele i programy rozrywkowe cieszą się największą oglądalnością. Do telewizji trzeba mieć szczęście.

Pan na jego brak chyba nie narzekał. Grał w najlepszym, zdaniem telewidzów serialu ,,Na dobre i na złe”, a ponadto prowadził nie mniej cieszący się popularnością program ,,Jaka to melodia”.

– Udało mi się i bardzo się z tego cieszę.

Tadeusz Sznuk w swoim programie ,,1 z 10” powiedział, że jest taki ,,mądry” bo zna odpowiedzi.

– 80 % piosenek, które puszczam w programie znam doskonale.

Jak na zwycięstwo w finale to za mało. Za to w 100% trafił Pan w oczekiwania telewidzów jeśli chodzi o formę prowadzenia programu. Czy to prawda, że wymusił Pan na producentach zgodę na prezentowanie własnego stylu występując w roli gospodarza?

– Poniekąd. Wzorce tego programu, które można oglądać w innych krajach europejskich zupełnie odbiegają od polskiej wersji.  Tam dominuje sztuczny, amerykański luz, a program chwilami przypomina cyrk. Postanowiłem przenieść do studia atmosferę domową, staram się by uczestnicy zachowywali się w miarę naturalnie. Nie jest to proste, gdyż podczas turnieju emocje udzielają się wszystkim. Krótko mówiąc prowadzę taki program jaki chciałbym widzieć zasiadając z drugiej strony ekranu.

Uchodzi Pan za człowieka szczęścia i sukcesu. Czy jest w Pana życiu coś, czego Pan żałuje?

– Żałuję, że nie znam języka francuskiego. Po pierwsze bardzo mi się podoba, po drugie wcześniej przydałby mi się w pracy.

Zamierzał Pan wyjechać wyemigrować do Paryża?

– Ależ skąd. Swego czasu brałem udział w wielkiej produkcji francuskiej. Wiele lat temu w Sali Kongresowej wystawiona została premiera musicalu ,,Dzwonnik z Notredame” Myślę, że przyćmił on nawet słynne ,,Metro”.

Dziękuję za rozmowę.

Andrzej Nowakowski

Warszawa, 14 marca 2010 r.

Exit mobile version